Recenzja filmu

Gierek (2022)
Michał Węgrzyn
Michał Koterski
Małgorzata Kożuchowska

Chcesz cukierka? Idź na "Gierka"!

Poziom krystaliczności tytułowego bohatera jest tak wysoki, że nie tyle ociera się o karykaturę, co jest nią w pełni niemal od pierwszych ujęć. 
Chcesz cukierka? Idź na "Gierka"!
Twórcy "Gierka" postawili przed sobą ważne i potrzebne zadanie. Postanowili zaproponować widowni całkiem nową narrację na temat rodzimej historii ostatnich dekad. Nie ma wątpliwości, że kontrowersyjna postać I sekretarza PZPR z lat 70. i jego ówczesne dokonania zasługują na rewizję. Problem w tym, że twórcy zdecydowali się nie tyle zaproponować wnikliwsze wejrzenie i skrupulatniejszą analizę, lecz nakręcić hagiografię. A to nigdy nie jest dobry pomysł.


Edward Gierek to postać zdjęta wprost ze świętego obrazka. Porządny chłop ze Śląska, który wie, co to ciężka, górnicza praca. Robotnika udobrucha, harówka mu nie straszna, ze zwykłymi ludźmi gadać umie, a przed wyższymi sferami błyśnie niezłym francuskim. Uczciwy, pracowity, lojalny i tylko interes ukochanego narodu ciąży mu na sercu – mąż stanu jak się zowie! Jakkolwiek byśmy spierali się z najzacieklejszymi krytykami I sekretarza, jakkolwiek walczylibyśmy z fałszującymi historię PRL-u, jakkolwiek zależałoby nam na odczarowaniu złej sławy Gierka, to i tak nawet nie zbliżylibyśmy się do poziomu uwielbienia "pierwszego z Katowic", jaki wypełnia serca twórców filmu.

Poziom krystaliczności tytułowego bohatera jest tak wysoki, że nie tyle ociera się o karykaturę, co jest nią w pełni niemal od pierwszych ujęć. Trudno zachować powagę, gdy w kilku otwierających scenach w zupełnie różnych okolicznościach (na przykład podczas wnoszenia kanapy) pada, i to całkiem na poważnie, ze złotych gierkowskich ust słynne "pomożecie" – jakby twórcy obawiali się, czy aby na pewno za pierwszym razem wychwycimy to jakże subtelne mrugnięcie okiem. Z tego powodu całkiem rozsądnym wyborem castingowym wydaje się postawienie na Michała Koterskiego w roli tytułowej. W ten sposób bowiem karykatura dopełnia się.

Dawno nie widziałem filmu z tak źle dobraną obsadą. Koterski w roli Gierka to tylko jeden z przykładów. Drugi jest niemniej jaskrawy: Antoni Pawlicki jako generał Jaruzelski to wybór jak ze "Śmierci Stalina" Armando Iannucciego, tyle że podjęty całkiem na poważnie. Aktor nie przypomina swojej postaci fizycznie, jest od niej znacznie młodszy, charakteryzacja (wielgachne czoło i jeszcze większa głowa) zupełnie na nim nie leży, na dodatek nie potrafi naśladować tak przecież charakterystycznego sposobu mówienia generała. Cezary Żak natomiast zamienił Leonida Breżniewa w całkowicie niepoważnego pluszowego misia. Ale jeszcze zabawniej wypadł Krzysztof Tyniec jako bondowski villain, czyli szef KGB, który w niezwykle dramatycznej scenie gra… w bierki! Prawdopodobnie ta skłonność do dziecięcych gier miała ukazać go jako psychopatę, ale nie ukazuje. Mówi raczej, że jeden z najpotężniejszych ludzi na ziemi między torturowaniem, zabijaniem, inwigilowaniem i łamaniem charakterów, lubił czasem zagrać w bierki. Jak człowiek. Iannucci by docenił.


Duch "Śmierci Stalina" unosi się nad znacznie większą liczbą scen filmu Michała Węgrzyna. "Gierek" także jest bowiem filmową groteską, choć jego twórcy nie są tego świadomi. Dramaturgia zbudowana została na klasycznym podziale na prawych i złoczyńców. Po stronie dobra jest, rzecz jasna, Gierek, jego przyjaciel i premier – Filip (wariacja na temat Piotra Jaroszewicza), gierkowa żona, matka, sekretarka, ale także prymas Wyszyński. Zło natomiast reprezentuje generał i niejaki Maślak (nawiązujący do osoby Stanisława Kani). Ludzi o szczerozłotych sercach zawsze pokazuje się z należytą powagą, niemal uniżonością, by przypadkiem nie spadła im z głów aureola. Natomiast ekipę Maślaka (czyż samo nazwisko nie jest już znamienne?) – drwiąco i karykaturalnie. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, czy taki był cel twórców, czy tak wyszło, ale wyszło najgorzej jak mogło. No bo co powiecie na uczynienie wrogami protagonisty postacie przypominające Pinkiego i Mózg?

Ale może inaczej to by się w ogóle nie udało. Gdyby bowiem ustawić naprzeciwko filmowego Gierka przeciwnika z prawdziwego zdarzenia, to nie utrzymałby się na stołku dnia, nie mówiąc o dekadzie. Także z racji castingu I sekretarz PZPR jawi się na ekranie niczym ostatnia oferma – jego dobroć jest tak wielka, że popada w zwykłą naiwność, którą wykorzystać potrafi każdy. A co dopiero tuzy radzieckiej agentury i szczwane lisy zachodniej finansjery. Bo to właśnie te dwie siły faktycznie rozgrywają Gierka, który nieświadom zagrożenia, z sercem na ręku, każdego traktuje jak najbliższego członka rodziny. Te wszystkie długi, które pozaciągał, wywołując pod koniec dekady kryzys i lawinę strajków, wzięły się z dobroci serca – by nam wszystkim żyło się lepiej!


Uprawiana przez Michała Węgrzyna i ekipę scenarzystów historiozofia jest szyta wyjątkowo grubymi nićmi. Twórcy wprowadzają do opowieści dwóch zachodnich bankierów, którzy są niczym więcej jak uśmiechniętą twarzą zgniłego Zachodu, patrzącą tylko jak tu dorobić się na biednych i naiwnych Polaczkach. Podsuwają więc kolejne trefne kredyciki, feralny amerykański sprzęt – byleby tylko ich konta się zgadzały, a Polska szła na dno. Z drugiej strony jest natomiast Tyniec jako ponury człowiek Moskwy, który robi u nas krecią robotę po to, by odebrać władzę wybitnemu mężowi stanu i bez przeszkód uciskać polski naród. Te daleko idące uproszczenia, które zamieniają ludzi w figury i symbole, bolą szczególnie, gdyż sama wizja historii proponowana przez twórców jest wcale ciekawa. Nie ma w niej ani miejsca na twardy antykomunistyczny oręż, hołubiący bezrefleksyjnie kapitalizm i Zachód, ani na jednoznaczne potępienie socjalizmu jako systemu z gruntu niemoralnego i skazanego na ekonomiczną porażkę. Trzeba przyznać, że trzecia droga, którą podążają twórcy mogłaby ich doprowadzić do ciekawego punktu. Szkoda, że przewrócili się o daleko idące uproszczenia, które na ekranie jawią się wręcz jak zwyczajne teorie spiskowe – na dodatek mniej przekonujące niż plotka, że Gierek miał obrotową willę, by przez cały dzień słońce padało z odpowiedniej strony.

Niestety to nie koniec wad. Długo i złośliwie można byłoby żonglować bardzo złymi dialogami, które ani przez chwilę nie brzmią naturalnie; tyle samo pewnie zajęłoby rozwikływanie sensu licznych scen, które kończą się bez puenty; jeszcze dłużej można byłoby załamywać ręce nad powtarzalnym schematem inscenizacji. Oberwałoby się wtedy też patetycznej muzyce, która w natarczywy sposób nie chce nam ani przez moment dać zapomnieć, z jak dramatycznymi wydarzeniami mamy do czynienia i jak wielką krzywdę wyrządzono wspaniałemu Edwardowi i biednej Polsce. Charakteryzatorzy natomiast musieliby się gęsto tłumaczyć z peruki Pawlickiego czy karykaturalnego zgryzu Macieja Zakościelnego. Ale lepiej skupić się na tym, co w miarę nie najgorsze. Okazuje się bowiem, że z dwóch braci Węgrzynów większy talent ma Wojciech – operator, który sprawił, że przynajmniej na poziomie wizualnym "Gierek" przypomina przyzwoite kino historyczne. Nie udałoby się tego osiągnąć bez Natalii Maciejewskiej, odpowiedzialnej za scenografię, wiarygodnie odtwarzającej luksus i zgrzebność dekady lat 70.


A może to wszystko dlatego, że twórcy po prostu zbyt dosłownie wzięli sobie do serca popularne w latach 80. powiedzenie: "Chcesz cukierka? Idź do Gierka" i postanowili nakręcić biografię tak przesłodzoną, by nikt, wychodząc z  kina, nie poczuł się oszukany.      
1 10
Moja ocena:
3
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones